11.08.14, 11:35
Wojtek Wawszczyk: Czy brakuje nam wyobraźni? (część druga)
Rozmowa z Wojtkiem Wawszczykiem, reżyserem, scenarzystą, animatorem, rysownikiem związanym z warszawskim studiem Human Ark.
PIERWSZA CZĘŚĆ WYWIADU>>>>>>>>>>>>>
Kuba Wajdzik: Mamy dobrą szkołę animacji w Polsce. Nasze seriale animowane kupowane są cały czas. Duże zainteresowanie wzbudził Zajączek Parauszek. Skąd więc ogólna niechęć do inwestowania w animację dziecięcą w Polsce?
Wojtek Wawszczyk: Poza przyczynami, o których już wspominałem (wysokie nakłady finansowe i długi czas realizacji filmów animowanych), być może również jest lęk przed nieznanym. Polska animacja zdobywa nagrody na festiwalach, ale wciąż brakuje jej spektakularnego sukcesu komercyjnego, dzięki któremu również prywatni inwestorzy zauważyliby, że warto zainwestować w film animowany. To niestety jest trochę błędne koło – na sukces komercyjny może liczyć jedynie dobrze dofinansowana animacja, a takiego budżetu nie da się zdobyć – zatem nie ma sukcesu komercyjnego.
Środków publicznych na animację w porównaniu z innymi krajami jest kilkadziesiąt razy mniej! Niestety, Polski Instytut Sztuki Filmowej również nie docenia animacji w wystarczający sposób - filmy aktorskie z założenia mogą być dofinansowane wyżej, i dysponują większą pulą do podziału. Szalonych prywatnych inwestorów, którzy mieliby fantazję zainwestować w film animowany na razie w Polsce nie widać. Czy brakuje nam wyobraźni? Żyjemy w kraju, w którym większość czasu za oknami jest szaro i ponuro – może dlatego ludzie tak bardzo boją się rzeczy kolorowych i radosnych? Najlepiej sprzedające się filmy polskie ostatnich lat to te, w których ktoś umiera – jest śmierć, jest widownia.
KW: Co może pomóc polskiej animacji?
WW: Z jednej strony zwiększenie puli funduszy w PISFie, równomierne ich rozdysponowanie pomiędzy filmy aktorskie i filmy animowane dla dzieci, dzięki którym skuteczniej wychowamy przyszłe pokolenia widzów i filmowców – a nasze dzieci nie będą skazane na najtańsze kreskówki z krajów azjatyckich. Z pewnością pomogłoby też, gdyby telewizje wróciły do produkowania i finansowania seriali i filmów dla najmłodszych. Z drugiej strony potrzebni są nam odważni prywatni inwestorzy z wyobraźnią, tak jak kiedyś Steve Jobs, który uwierzył w lekceważoną przez wszystkich animację komputerową i sfinansował eksperyment filmowy pt. "Toy Story” za 30 mln dolarów!
Trzeba zrozumieć, że film animowany jest często znacznie potężniejszym przedsięwzięciem niż film aktorski. Kinowa produkcja animowana to koszt ponad 10 mln złotych, tymczasem łączna pula rocznych środków PISFu przeznaczonych na animację do podziału pomiędzy wszystkich ubiegających się, wynosi 12 mln. Konieczna jest zmiana sposobu postrzegania filmu animowanego jako filmu gorszego niż film aktorski zarówno przez branżę, jak i przez zwykłego Kowalskiego.
KW: Czy nasze bajki mogą skutecznie rywalizować z produkcjami dużych koncernów?
WW: Oczywiście, że mogą, tylko znowu odpowiem zdaniem warunkowym. Jakościowo polskie animacje mogą być naprawdę na wysokim poziomie, mamy wybitnych animatorów, reżyserów i scenarzystów, ale do pełni szczęścia potrzebujemy potężnego zastrzyku gotówki i jeśli mowa o rywalizacji z produkcjami dużych koncernów, to potrzebujemy też dystrybutora o silnej, międzynarodowej pozycji rynkowej. Ważne, żebyśmy od samego początku do końca pamiętali, że film ma trafić na rynek międzynarodowy.
To jest cel, który przyświeca nam w Human Ark przy produkcji "Diplodoka" - otaczamy się doświadczonymi ekspertami, script doctorami cenionymi na arenie międzynarodowej, jeździmy na warsztaty, pitchingi, dbamy o uniwersalny wydźwięk filmu, ale jednocześnie mamy świadomość, że mocną stroną tych projektów jest nasza tradycja, kultura, polski sposób snucia opowieści. Ten kontekst wykorzystany we właściwych proporcjach wyróżnia nas na tle pozostałych projektów i wzmacnia naszą filmową wiarygodność. To samo dotyczy tworzonych przez Human Ark seriali "Kacperiada", czy "Tymek i Mistrz". Jak dotąd wydaje się, że to dobry kierunek, czego dowodem są niezwykle przychylne i ciepłe przyjęcia tych projektów na branżowych festiwalach międzynarodowych. Nie daje nam to jednak pewności, że nasze produkcje zostaną sfinansowane na takim poziomie, jakie sobie zakładamy.
"Tymek i mistrz"
KW: Produkcja filmowa oczywiście musi kosztować. Kto finansuje te projekty?
WW: W tym momencie praktycznie tylko PISF realnie wspiera film. Telewizje z roku na rok wykazują coraz mniejsze zainteresowanie wspieraniem animacji, a jako główne kryterium doboru produkcji przyjmują szybki i stosunkowo łatwy zysk, obarczony minimalnym ryzykiem. Trudno ich z resztą za to obwiniać. Telewizja publiczna od 2007 roku nie wsparła żadnego projektu dla dzieci. Animatorom nie pozostaje nic innego, jak poszukiwanie koprodukcji i partnerów międzynarodowych. To nie jest łatwy kawałek chleba, ale jak już się uda, daje olbrzymią satysfakcję!
KW: Mam wrażenie, że twórcy kina dziecięcego - czy to filmowego, czy animowanego nie są doceniani przez branże w Polsce...
WW: Pokutuje opinia, że film animowany, to gorszy brat filmu aktorskiego. Nawet „Jeż Jerzy” został zdyskwalifikowany podczas przyznawania nagrody Orłów, bo w ogóle nie został uznany za film! Dopiero na skutek interwencji pani Agnieszki Holland, film animowany został oficjalnie zrehabilitowany. Etykieta “bajki dla dzieci” przypięta do każdej animacji jest krzywdząca, szczególnie w kontekście np. Oscara za film animowany „Tango” Zbigniewa Rybczyńskiego, który oczywiście filmem dla dzieci nie jest. Niestety, zmiany w świadomości społecznej zachodzą bardzo powoli. Mam jednak nadzieję, że im częściej będziemy prowadzić, choćby takie dyskusje, na łamach mediów, tym szybciej to się zmieni.
Film dla dzieci, szczególnie animowany ma ogromny potencjał biznesowy, znacznie większy niż film aktorski. Nawet w czasach kryzysu, rodzice chętniej wydadzą pieniądze na zabawkę, książkę czy pismo dla dzieci niż na analogiczną rozrywkę dla siebie. Z pójściem do kina jest trochę trudniej, bo nie jest to produkt pierwszej, ani nawet drugiej potrzeby. Kino jest drogie i po obejrzeniu filmu dziecku nie zostaje nic materialnego, czym mogłoby się dalej bawić. Ale już telewizję ogląda się w niemal każdym domu, więc teoretycznie produkcja nowego serialu/filmu dla dzieci może być dla producentów opłacalna. A modę na dziecięcych bohaterów kreujemy przecież my - dorośli i byłoby dobrze, gdybyśmy pamiętali przy tym nie tylko o aspekcie finansowym, ale również edukacyjnym. Dlatego tak istotne jest produkowanie polskich filmów animowanych dla dzieci – aby nasze dzieci były wychowywane dzięki naszym lokalnym projektom, utrzymując naszą tożsamość kulturową.
KW: Które obecnie światowe animacje narzucają trendy w tym sektorze?
WW: Dla mnie osobiście przez długie lata pionierem w branży animacyjnej był Pixar, który dziś niestety zaczyna zjadać własny ogon. Ich produkcje straciły oryginalność i świeżość emocjonalną, są skalkulowane na zysk. Świetny jest dla mnie Disneyowski „Ralph Demolka”. Bardzo jestem też ciekaw ostatniej animacji Miyazakiego – „The wind rises”. Z kolei z animacji artystycznej wskazałbym obraz „Please say something” (David o’Reilly).
KW: Ma Pan duże doświadczenie w zakresie animacji. Którą produkcję wspomina Pan najlepiej?
WW: Lubię je wszystkie, bo są częścią drogi, jaką przeszedłem. Każdy film jest dla mnie, jak kartka z pamiętnika i trudno mi dokonać gradacji. Najbardziej przełomowy był “Headless” (1999) – realizowany w Niemczech, przyniósł mi naprawdę dużą liczbę nagród i mały fanklub w Japonii. Z kolei “Ja, robot” (2004) nauczył mnie pracy w zespole, którą staram się również przekładać na funkcjonowanie studia Human Ark, ale również zaowocował nominacją do Oscara za efekty specjalne, co jest niezwykłym wyróżnieniem.
“Jeża Jerzego” (2011) najbardziej lubię za eksperyment, bezkompromisowość i świetną zabawę przy produkcji. Teraz natomiast skupiam się przede wszystkim na najnowszym projekcie - “Diplodoku” i to jemu poświęcam najwięcej swojej energii.
KW: Dziękuję za rozmowę.
Wojtek Wawszczyk
Reżyser, scenarzysta, animator, rysownik. Absolwent łódzkiej Filmówki i niemieckiej Filmakademie w Ludwigsburgu. Autor nagradzanych na całym świecie krótkich filmów animowanych: „Headless”, „Mysz”, „Pingwin”, „Drzazga”. Ma na swoim koncie pracę przy hollywoodzkich produkcjach (m.in. dla Disneya, czy Prana Studio). Jest autorem animowanych efektów specjalnych do filmów „I Robot” w reż. Alexa Proyasa, nominowanego do Oscara za efekty specjalne i „Aeon Flux”, odpowiadał za reżyserię i animację wstawek filmowych do gry „Fight Club” na podstawie filmu Davida Finchera. Współtwórca pełnometrażowego „Jeża Jerzego” i główny animator przy filmie „Świteź” Kamila Polaka (oba filmy weszły do dystrybucji kinowej w Polsce). Obecnie związany z warszawskim studiem Human Ark, w ramach którego prowadzi setki animowanych reklam oraz dwa projekty filmowe: serial „Kacperiada” oraz adaptacja komiksów Tadeusza Baranowskiego „Diplodok”. W niewielu wolnych chwilach rysuje kilkusetstronowy debiut komiksowy „Pan Żarówka”.
Specjalista ds. mediów społecznościowych – Rzecznik Prasowy
Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Josepha Conrada-Korzeniowskiego w Gdańsku | Gdańsk
Przejdź do ofertyDo zdobycia jeden egzemplarz książki.
Zapraszamy do współpracy. Cena dodania do katologu od 149 PLN netto.
21-22.09. 2023 r., Rzeszów.
Komentarze